Spis Cudzołożnic – recenzja filmu

Wizyta zagranicznego gościa, z początku będąca pretekstem do kameralnego rautu w towarzystwie kobiet i alkoholu, z czasem przeradza się w bolesną przechadzkę po dawnej stolicy królów polskich.


Kraków, początek lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Gustaw (Jerzy Stuhr) – wykładowca polonistyki na UJ-ocie – zostaje poproszony przez dziekana, by ten oprowadził po mieście akademickiego gościa ze Szwecji, profesora Björna (Preben Østerfelt). Cudzoziemiec nie jest jednak zainteresowany zabytkami, a wyłącznie zabawą z panienkami. Przewodnik-Gustaw postanawia pomóc zagranicznemu koledze, zaglądając do starego notatnika z numerami dziewczyn, z którymi się kiedyś spotykał, i próbując z nimi się skontaktować.

spis_cudzołożnic4.jpgTVP @Ale kino+

Tytułowy spis jednak nie ułatwia zaspokojenia seksualnych zachcianek Szweda – wręcz przeciwnie, tylko utrudnia – za to doskonale spisuje się w mentalnej i sentymentalnej wyprawie Gustawa w przeszłość. Wędrówka po wspomnieniach głównego bohatera to już sam w sobie materiał na dobry film, a finalnie wzmocniony przez samego Stuhra – który nie tylko zagrał wiodącą rolę, ale i stanął za kamerą jako reżyser. Filozoficzne monologi, idące w parze z kilkoma ciekawymi zabiegami, jak chociażby częste łamanie czwartej ściany, pozwalają zagłębić się w umysł dojrzałego kobieciarza, jednocześnie trzymając ciekawskiego widza na bezpieczny dystans.

Jednak po czasie ta podróż zaczyna męczyć: nie tylko głównego bohatera, ale i oglądającego film. Motyw tytułowego spisu i poszukiwania kobiet przeplata się z wątkiem przewodnikowym, w którym Gustaw, co jakiś czas, opowiada o kulturze i historii Polski, co dla Szweda – i nie tylko jego – staje się nudne. Finał natomiast, choć niewątpliwie symboliczny i otwierający pole do interpretacji, lekko rozczarowuje w kontekście tragikomicznej historii protagonisty – gdyby nie przerost formy nad treścią na samym końcu obrazu, film byłby zjadliwszy. Pozostaje mieć nadzieję, że w książkowym oryginale zakończenie zostało lepiej ujęte!

Film Stuhra, oprócz jego gry aktorskiej, ratują zdjęcia oraz montaż – to, w jaki sposób są ze sobą posklejane ujęcia, doceni każdy. Niezaprzeczalnym i największym atutem jest za to bezosobowy i wszechobecny bohater, jakim jest Kraków. Spis Cudzołożnic na wieki utrwalił obraz postpeerelowskiej stolicy Małopolski, komponując w jedną całość takie widoki jak Kopiec Kościuszki, Sukiennice czy Planty. Przepiękne są zwłaszcza sceny z Rynkiem Głównym nocą, w których niebieski kontrastuje z żółcią. Nie ma chyba bardziej krakowskiego filmu, z krakowską duszą, niż debiutancki obraz Stuhra.

Recenzowany tytuł to słodko-gorzka opowieść o dwójce satyrów, których zdradza słabość do kobiet oraz bezsilność wobec świata, a przede wszystkim wobec samych siebie. Film w żartobliwy i oryginalny sposób porusza temat frustracji, zawodowej rutyny, zmęczenia życiem oraz rozczarowań seksualnych; jest to jednak film niedoskonały i poniekąd – jak kochanki Gustawa po latach – na siłę upiększany, dlatego dobrze, że kończy się w godzinę. Spis Cudzołożnic za to idealnie spisuje się jako artystyczny przewodnik po Krakowie sprzed 25 lat.

spis_cudzołożnic2.jpgTVP @Telemagazyn.pl

(Głosy: 0)

Zobacz także:

KRÓLOWIE ŻYCIA – niebo i stereo raj, czy może skamieniałe zło? Recenzja książki

„Czy to już znasz, kochanie? Czy nie wiesz, jak to jest? Czy wierzysz im bez granic, czy zechcesz wierzyć mnie?” – zaczęli ostat…

Posted by

Udostępnij: