Uzupełnienie komentarza nt. nowelizacji polskiego sądownictwa

Sprawa reformy sądownictwa przez Prawo i Sprawiedliwość nadal budzi wiele emocji. I choć rozmowa z Bartkiem przebiegła spokojnie, kropki nad i nie postawiliśmy.


W tym celu postanowiłem uzupełnić swoją wypowiedź (tym razem w formie pisemnej) z poprzedniego podcastu. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji posłuchać – kliknijcie w poniższy film.


Próba reformy polskiego sądownictwa budzi dużo kontrowersji oraz problemów. Jednym z tych problemów jest spore prawdopodobieństwo, że mało który obywatel RP przeczytał choć jedną z trzech ustaw PiS-u – a łączna ich objętość liczy kilkaset stron. To sprawia, że większość osób podchodzi(ło) do tej sprawy nieracjonalnie. Zarówno obecny rząd, jak i opozycja z KOD-em na czele angażowały Polaków do tego spektaklu politycznego opierając się na emocjach. Ci pierwsi argumentowali nowelizację sądów potrzebą dekomunizacji czy polepszenia sytuacji niesłusznie poszkodowanych Polaków wobec nieczułych sędziów. Ci drudzy natomiast rzucali hasłami typu wolność/równość/demokracja itd., nieraz porównując się do opozycji za czasów komuny. Niezależnie od strony w tym sporze, zawsze pojawiał się schemat "MY — ONI".

Zwolennicy reform podpierają się również tym, że obecny rząd Beaty Szydło został przecież wyłoniony w wyborach demokratycznych, tak więc legalnie sprawują swój mandat, nie będąc żadnymi dyktatorami. Brak odpowiedzialności politycznej przed obywatelami (tj. brak prawa "recall") oraz posiadanie monopolu władzy wykonawczej, uzyskanej na drodze demokratycznych wyborów, nie upoważniają jednak do podejmowania działań ryzykownych, które mogłyby zachwiać system monteskiuszowski – stanowiący przecież filar współczesnych państw zachodniego świata – w imię walki politycznej, klasowej etc. Trudno też mówić o pełnomocnictwie całego narodu polskiego, gdy za kandydatami Prawa i Sprawiedliwości na posłów i senatorów w wyborach z 2015 r. opowiedziało się ledwo ponad 7 mln obywateli. Natomiast protestujący wyszli na ulice nie tylko w obronie wolności, ale także demokracji oraz konstytucji. Jest to o tyle niewłaściwe, że samo przestrzeganie prawa czy system demokratyczny nie musi być gwarantem godnego życia wszystkich obywateli – wręcz przeciwnie: przykłady z historii pokazują, że władze różnych państw stosowały terror oraz dopuszczały się zbrodni i oszustw bez naruszania przepisów prawnych. Tak więc ważną rolę powinna odgrywać przede wszystkim moralność polityków, a nie tylko aspekt formalny ich działalności.

5972652a42d7f_o.jpgfot. Anna Kaczmarz (NaszeMiasto.pl)

Prawo i Sprawiedliwość działa więc w sposób daleki od właściwego – nie tylko w walce o sądy. Sama Platforma Obywatelska oraz PSL podczas swoich 8-letnich rządów również budziły niemałe kontrowersje, działając w sposób rażący i dostarczając wielu afer. Co jednak odróżnia ten rząd od poprzednich, to skala protestów społecznych. Nieprawidłowości za rządów Donalda Tuska oraz Ewy Kopacz mogły przecież stanowić impuls dla masowych wystąpień zwykłych obywateli zjednoczonych z politykami opozycji. A jednak doszło tylko do najwyżej kilkunastu strajków wybranych grup zawodowych, supportowanych przez niektórych polityków z PiS-u, oraz wielu, acz skromnych demonstracji i pikiet, organizowanych głównie przez mniejszych graczy politycznych (takich jak KNP). (Wyjątek tutaj stanowią protesty przeciw ACTA z I kwartału 2012; dotyczyły jednak problemu ogólnoeuropejskiego). Obecnym partiom opozycyjnym udało się osiągnąć to, czego nie potrafili przeciwny Platformy Obywatelskiej w latach 2007-2015: realnie się zjednoczyć i znaleźć uznanie u szeroko pojętego społeczeństwa polskiego, co było zwłaszcza widoczne podczas ostatnich protestów, z lipca tego roku. Dlatego z mojej strony szczere słowa podziwu dla Komitetu Obrony Demokracji za ogromne zaplecze organizacyjne, logistyczne i finansowe oraz skuteczne budowanie przyszłego elektoratu dla PO bądź innego potencjalnego gracza politycznego.

d6edc55d7fa0a32d064a754faade7e50,640,0,0,0.jpgfot. Kuba Atys (Agencja Gazeta)

Protesty w obronie niezawisłości sądów spotykają się również z krytyką, przede wszystkim ze strony obozu rządzącego – głównie z ust ministrów Macierewicza i Błaszczaka, którzy upatrują w demonstrantach szpiegów, zdrajców i sowietów. Wypowiedziami polityków bym się nie przejmował. Po pierwsze, ze względu na subiektywno-obiektywny charakter takich słów – wszakże naprawdę istnieje ryzyko usunięcia obecnego rządu przy użyciu siły; natomiast antyrządowe ruchy stanowią z ich perspektywy zagrożenie, dlatego też używają tak emocjonalnych porównań. (Choć można też dostrzec tutaj hipokryzję, zwłaszcza na podstawie słów odnośnie Marszu w Obronie Demokracji i Wolności Mediów z grudnia 2014). A po drugie, w przeszłości mieliśmy już do czynieniami z kontrowersyjnymi czy nawet obrzydliwymi wypowiedziami polityków – również związanych z Platformą Obywatelską, w tym także Bronisława Komorowskiego.

Tak samo bym się nie przejmował głośnymi słowami Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie. Jak wspomniałem w podcaście, prezes PiS-u zdaje się być osobą niestabilną emocjonalnie. Choć po części rozumiem jego oburzenie – częste odnoszenie się do jego śp. brata przez polityków opozycji jest bezzasadne. Głównie z tego powodu, że Lech Kaczyński to nie Jarosław Kaczyński, a tym bardziej cały PiS. Różnice pomiędzy braćmi były dostrzegalne, jednak powoływanie się na pokrewieństwo jest żałosnym argumentem przy próbie przekonania Jarosława o tym, że źle robi. Lech został – stety lub niestety – bardziej zwykłym męczennikiem czy nawet bożkiem, do którego się modli każdego dziesiątego dnia miesiąca, aniżeli faktycznym autorytetem, który miałby realny wpływ na swoich zwolenników, nawet pośmiertnie. A co do słów na temat zamordowania brata – J. Kaczyński tłumaczył się później, że nie miał na myśli dosłownego zamachu na życie Lecha ze strony polskiej. (Choć, oczywiście, katastrofa smoleńska do dziś budzi wiele wątpliwości. I mimo że znamy oficjalne stanowiska dwóch komisji – tj. rosyjskiego MAK-u oraz polskiej pod przewodnictwem Jerzego Millera – nadal trudno mówić o stuprocentowo pewnej przyczynie katastrofy, zwłaszcza gdy nadal nie mamy dostępu do wraku Tupolewa).

andrzej-duda.jpgfot. Michał Dyjuk

Kończąc ten wpis, wartałoby wspomnieć jeszcze o możliwym scenariuszu, jaki pisali niektórzy komentatorzy. Mowa o całkowitym uniezależnieniu się Andrzeja Dudy od Prawa i Sprawiedliwości, a następnie próba reelekcji w 2020, tym razem jako kandydat niezależny. Gdyby takie przewidywania się sprawdziły, byłby to ewenement na polskiej scenie politycznej po 1990 roku. Duda miałby realną szansę na powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat, również jako polityk odwrócony od Kaczyńskiego. Z drugiej strony, trzeba pamiętać, że wygrana PiS-u w obu wyborach z 2015 miała miejsce głównie dzięki zawodowi koalicji PO-PSL oraz socjalnym obietnicom z 500+ na czele. Wyborcy dali się wpaść w pułapkę skutecznej kampanii wyborczej PiS-u – przez co mamy obecnie kontrowersje wokół reformy sądownictwa.

(Głosy: 0)

Zobacz także:

Gwałt i spuścizna Spacey'ego

”Kevin S. gwałcił duże dzieci” – podobne hasła można przeczytać w mediach od miesiąca. Jak się okazuje, nie tylko słynny aktor m…

Posted by

Udostępnij: