Trump? Nic nie znaczy

Donald Trump opuścił Warszawę w czwartek po południu. Były oklaski, wiwaty na cześć amerykańskiego prezydenta. Niektórzy chcieli nawet otworzyć szampana na wieść obietnic naszego zachodniego sojusznika. Tak bardzo mi przykro z ich naiwności.


Od jakiegoś tygodnia media ciągle trąbiły o wizycie Donalda Trumpa w naszym kraju – nie tylko polskie, ale i zagraniczne, zwłaszcza amerykańskie i rosyjskie. Liczni politycy i dziennikarze prześcigali się w prognozach na temat tego, co stanie się podczas spotkania obu prezydentów i jaki będzie finalny efekt tych rozmów dla nas. Największe emocje rozbudziło jednak przemówienie gościa na Placu Krasińskich, w którym Trump, bez zaglądania w kartki, schlebiał Polakom, uważając ich za waleczny naród pełen wartości.

Tyle że… nic w tym nadzwyczajnego. Komplementy kluczowych polityków w stronę gospodarza są normalną i codzienną praktyką. W przypadku Trumpa można po prostu docenić większą naturalność i szczerość. Wszakże on sam jest zwolennikiem idei narodowych, tradycyjnych wartości i wiary w Boga – o których często wspominał w swoim przemówieniu. Zatrważająca jest również naiwność Polaków w obietnice amerykańskiej głowy państwa o sprzedaży systemu obronnego PATRIOT oraz dostawach ciekłego gazu z USA. Po pierwsze, w rozmowach między Dudą a Trumpem nie padło żadnych konkretnych deklaracji, a jedynie chęć współpracy. Szczegóły oraz finalizowanie obu umów i tak będzie w głównej mierze zależeć od firm dostawczych – w tym przypadku Raytheon Company oraz Cheniere Energy. W ogóle sugerowanie, że głowy państwa – zwłaszcza Andrzej Duda, w którego kraju działa system parlamentarno-gabinetowy – posiadają monopol na kształtowanie wielopoziomowej współpracy międzynarodowej, jest błędne. Żyjemy nie w starożytnych czy średniowiecznych czasach, kiedy to królowie mieli zdecydowanie więcej do powiedzenia, a w XXI wieku, gdy panują inne warunki. Tymi warunkami są systemy biurokratyczne oraz (mniej lub bardziej) demokratyczne, a także partycypacja ministerstw spraw zagranicznych, dyplomatów oraz wyspecjalizowanych agend.

LTc4Mzk0JT1Me2JMXwQ0YFYGYh5FRzw9DlNjCgcffW1VA3hLXQJ0eU4HektbAXljUAxiDQJKNSACGicKDA==.jpgPAP

Pojawiły się również głosy krytyki ws. wizyty prezydenta USA w Polsce. Część z nich dotyczyła braku zapewnienia zniesienia wiz dla Polaków. Śmiesznym jest fakt, że jednym z oburzonych jest Władysław Kosiniak-Kamysz, polityk opozycyjnego PSL-u. A przecież on, jak i inni powinni powiedzieć, że prezydent Stanów Zjednoczonych nie ma najmniejszego wpływu na politykę "wizową". Natomiast największym przejawem oburzenia był protest o nazwie "TRUMP precz!" organizowany przez partię Razem. Organizatorzy zarzucają republikaninowi fanatyzm, seksizm i militaryzm, przy okazji oskarżając o to samo polską partię rządzącą. Popełniają oni, razemowcy, jednak ten sam błąd, co entuzjaści naszego niedawnego gościa – czyli wiara w to, że pojedynczy przywódca ma istotny wpływ na kształtowanie polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Zresztą, na pewno byli zaskoczeni złagodzonym tonem Trumpa, podziękowaniem dla Wałęsy oraz tym, że prezydent USA w kontekście zagrożenia europejskiego i światowego bezpieczeństwa wspomniał również o Federacji Rosyjskiej i Korei Północnej, a nie tylko o krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.

Tak więc wizyta prezydenta najpotężniejszego państwa świata w Polsce miała głównie charakter głównie symboliczny, stanowiący po prostu przedłużenie tradycji polityki zagranicznej. Jedyne, co ma związek z praktyczną sferą jego polityki, to zmiana priorytetowych krajów do odwiedzenia (w porównaniu do poprzedników). Trump, wybierając Polskę jako pierwszy europejski kraj (nie licząc Watykanu) przy zagranicznych wizytach, chciał zaznaczyć swoje "antyestablishmentowe" i "antylewackie" nastawienie; co jednak jest tylko podkreśleniem obecnej polityki. Wizyta Trumpa? Nic nie znaczyła!

(Głosy: 0)

Zobacz także:

Gwałt i spuścizna Spacey'ego

”Kevin S. gwałcił duże dzieci” – podobne hasła można przeczytać w mediach od miesiąca. Jak się okazuje, nie tylko słynny aktor m…

Posted by

Udostępnij: