Ja również przeżyłem efekt Mandeli

Doznałem wizji. „Nie ufaj we wszystko, co mówią. Politycy i naukowcy cię okłamują. Nie daj się zwieść pozorom – pochodzisz z innego wymiaru!”.


Internet to potężne narzędzie – czy to w rękach polityków, dziennikarzy, naukowców czy zwykłych ludzi. Co jakiś czas w sieci możemy znaleźć niezwykłe doniesienia, które nawet potrafią zburzyć nasz dotychczasowy światopogląd czy percepcję otaczających nas zjawisk. Jednym z takich ewenementów był tzw. efekt Mandeli, o którym było głośno w zeszłym roku. Na czym polega owo zjawisko? Dotyczy sytuacji, w której ludzie nagle odkrywają jakiś szczegół (np. kolor ogona Pikachu) lub zdarzenie (śmierć sławnej osoby), którego w ogóle nie pamiętają z przeszłości (lub zapamiętali je całkiem inaczej), będąc święcie przekonanym co do swojej wersji wydarzeń. Doznawanie takiego szoku dotyczy nie pojedynczych przypadków, a mas, co by mogło dowodzić m.in. tego, że żyjemy w symulacji komputerowej. Co prawda, sam efekt nie jest nowy, bo pierwsze opisy tego niezwykłego zjawiska pojawiły się już przed 2010 rokiem, jednak do dziś rozpala emocje wśród wielu osób. Przez ostatnie miesiące podchodziłem bardzo sceptycznie do tej teorii spiskowej. Aż do ostatniej środy – kiedy to odczułem na własnej skórze efekt Mandeli.

Podczas pisania artykułu dla pewnego portalu (nie mogę jeszcze zdradzić, na jaki temat był artykuł i dla kogo pisany, ale wkrótce zostanie opublikowany – a warto czekać!), chciałem odnieść się w tekście do sytuacji, o której przeczytałem mając osiem czy dziewięć lat w pewnym tygodniku. Sytuacja dotyczyła Shirley Eaton, grającej w Goldfingerze dziewczynę pomalowaną złotą farbą, która po premierze filmu zmarła z powodu niebezpiecznej dla zdrowia charakteryzacji. By się upewnić, że pamięć mnie nie myli, zrobiłem research, wklepując nazwisko aktorki do "gugla". Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że brytyjska seksbomba do dzisiaj żyje i ma się dobrze!

fot. David HurnCharakteryzator wciela swój okrutny plan w życie, polegający na zamordowaniu pięknej aktorki!

Czy to oznacza, że dopadł mnie pewnego rodzaju efekt Mandeli? Niekoniecznie. Może to być po prostu oznaka słabej pamięci bądź fałszywej pamięci (fałszywych wspomnień). Powodem tego stanu rzeczy u mnie nie muszą być od razu uszkodzenia mózgu lub wadliwe połączenia nerwowe, a najzwyczajniej w świecie kilka przypadków, które zbiegły się w jednym czasie. Po pierwsze, czas – czyli jakieś 15 lat – robi swoje. I jest to normalne, bo wracając po wielu latach do piosenek, filmów czy gier, nieraz "odkrywam je na nowo". Po drugie, mogłem przeoczyć informację, że zgon dotyczył nie aktorki, a odgrywanej przez nią postaci. Nie mogłem wtedy też tak łatwo zweryfikować notki, bo – owszem, widziałem już wówczas wiele filmów o Bondzie, zwłaszcza z Rogerem Moore'em i Pierce'em Brosnanem – jednak Goldfingera za dzieciaka nie oglądałem.

Podobnie musi być z setkami i tysiącami osób, które pamiętają taki, a nie inny stan rzeczy – a naprawdę wszystko da się wyjaśnić racjonalnie. Zmiany w wyglądzie postaci (np. psa Pluto) mogą wynikać z ewolucji różnych fikcyjnych bohaterów przez lata; a kłopoty z oceną prawdziwości dialogów lub scen w filmach to zazwyczaj skutek różnych wydań (kinowe, ocenzurowane, reżyserskie itd.). Brak słów „of the world” na końcu piosenki Queen pt. We Are The Champions występuje tylko w wersji studyjnej (ale koncertowej już nie). Natomiast kwestia pisowni, jak w przypadku misiów Berenstain/Berenstein, to może być po prostu błąd drukarski; w niektórych przypadkach może również dochodzić sprawa wypowiadania słów – The Flintstones w Polsce są znani bardziej jako Flinstonowie (tylko z jedną literką T) ze względu na łatwiejszą wymowę, do której większość z nas się przyzwyczaiła. Wystarczy więc pomyłka jednej osoby, by niewłaściwa informacja rozeszła się jak domino. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą, jak mawiał klasyk.

Tam, skąd pochodzę, zawsze było „Luke, I am your father!”.

A co jeśli wyczytana przeze mnie informacja na temat śmierci Shirley Eaton faktycznie znajdowała się w magazynie? Wtedy mielibyśmy do czynienia z niekompetencją dziennikarską. Lub… celowym zabiegiem. O efekt Mandeli nietrudno w dzisiejszych czasach, gdy w dobie masowej komunikacji liczba fake newsów, fotomontaży, trolli internetowych oraz propagandy informacyjnej stale wzrasta. Internet, który przecież mógłby zapobiegać powstawaniu efektu Mandeli, paradoksalnie przyczynia się do nasilenia tego zjawiska. Dlatego tak ważną kwestią staje się edukacja medialna, dzięki której internauci byliby w stanie szybciej oddzielać fakty od postprawdy oraz łatwiej weryfikować różne informacje, zwłaszcza na tematy polityczne lub śmierci sławnych osób.

Tak więc efekt Mandeli zdaje się być zwykłym zjawiskiem psychicznym i psychologicznym, a jego występowanie nie oznacza z automatu potwierdzenia teorii spiskowych dotyczących eksperymentów na ludziach czy istnienia równoległych wszechświatów. Jednak też tego nie wyklucza. Zwłaszcza w drugiej kwestii, bowiem teoria strun, mówiąca o wszechświecie składającym się z dziesięciu (a nie czterech) wymiarów, znajduje sporo zwolenników w środowisku naukowym. Wyobraźcie sobie – rzeczywistość, która posiada wiele alternatywnych skutków tego samego zdarzenia, mogłaby rozwiązać problem z podróżami w czasie czy próbą odpowiedzi na to, co było przed Wielkim Wybuchem. Kto wie, może w innym wszechświecie żyje drugi Przemysław Bednarski, który ma więcej fanów i wiedzie szczęśliwsze życie?

(Głosy: 1)

Zobacz także:

Posted by

Udostępnij: